Archiwum 02 września 2003


wrz 02 2003 George von Kramst czyli pan w kapeluszu.
Komentarze: 6

Duch Georga von Kramsty, barona i posiadacza pokaźnego neorenesansowego pałacu z 1884 roku, stał się dziś bohaterem numer jeden rozmów w domu. Właścicielami ruin tego zamku w Chwalimierzu, zburzonego już po wojnie są dziś nasi znajomi i od lat z pokolenia na pokolenie kolejni członkowie rodu przejmują pieczę nad stadniną koni, która mieści się w stajniach, w których kiedyś mieszkały sobie konie barona. W lesie zachowały się ruiny wieży, pałacyk dla służby, nieopodal jest też staw.

Pani E. właścicielka stadniny opowiada dziś kolejną historię miłosną swojej dziewiętnastoletniej córki,a wybrankiem jej tym razem jest członek bractwa rycerskiego butnie co rok walczący w bitwie pod Grumwaldem i leżący krzyżem, jak staropolskie zwyczaje nakazywały, przed ołtarzem. Na reakcję B., że powinna na nią uważać, bo z rycerzami to nigdy nic nie wiadomo, odpowiada:

- No tak, według ducha von Kramsta, będę babcią Oskara, ale...

Nie dokończyła.

-Według kogo?

I zaczęła się długa i fascynująca opowieść.Zimą tego roku towarzystwo koniarskie postanowiło dowiedzieć się czegoś o poprzednim właścicielu posiadłości, a jako, że źródła historyczne na ten temat, nie są im dostępne w ilości ich zadawalającej, postanowili, ni mniej ni więcej, tylko porozmawiać twarzą w twarz z panem baronem von Kramstem. Wywoływanie ducha zmarłego odbyło się w pomieszczeniu nad stajniami, w którym kiedyś koncertowo zostałam ogrywana w remika przez niejakiego D. Plansza, na której umieszczono kolejne litery alfabetu, i dwa pola : tak i nie, oraz igła. Szczegółów przebiegu wywoływania ducha nie znam, w każdym razie...

Po raz pierwszy zjawił się na krótko. Z planszy wyczytano słowo :HILFE, oraz ciąg cyfr, które zgromadzonym mówiły niewiele, po czym duch grzecznie poprosił, by go odwołać, gdyż zmęczył się już frapującą rozmową i poprosił o przywołanie za dwa tygodnie, a P. wpadł w panikę i wybiegł z pomieszczenia, gdy koło siebie na łóżku poczuł chłód siedzącego barona.

Za drugim razem towarzystwo dowiedziało się czegoś więcej, zadając konkretne pytania. Baron von Kramst jest pochowany w mogile zbiorowej, której do dziś jeszcze oficjalnie nikt nie odkrył, no może oprócz koniuszego stadniny, na którego pieszczotliwie mówią Konik, a który to po pas wpadł kiedyś w jakąś niezidentyfikowaną bliżej dziurę ze stalowymi trumnami. Powiedział również, że został rozstrzelany przez, jak się wyraził "nazistów", gdy uciekał już do Anglii, za ukrywanie Żydów w swojej posiadłości. Poprosił tez o modlitwę, ale zastrzegł by nie dawać na mszę za jego duszę, gdyż jest protestantem.

Kolejnym raziem zapytany o to, kto będzie spadkobiercą stadniny w Chwalimierzu, po krótkim namyśle, odpowiedział: "dupa Dawid". I tu pani Ewa, szczęśliwa mama bohatera Dawida, wzruszyła ramionami na nasze zdziwienie odnośnie dupy. No, może ich zdziwienie, bo nie moje. Znam towarzysza z tej i z owej strony i miło słyszeć, ze choć duch się na nim poznał.

Pan George von Kramst przepowiedział również dwójkę dzieci i dwójkę mężów zainteresowanym pannom.Uświadomił właścicieli, ze w lesie nieopodal znajdował się kiedyś drewniany młyn, o którego istnieniu dotąd jeszcze nikt się nie dowiedział.

O strachu i nasyceniu bladością skóry towarzystwa koniarskiego mówić nie będę, ale podobno odtąd chodzą jak w zegareczku. I nie dziwota, bo...

Pan baron von Kramst zjawia się czasem, szarpie klamkami, rozbija talerze w zlewie, a gdy ktoś się z niego naśmiewa wpada w totalny szał i trzaska drzwiami.A czasem też...

Pięcioletni chłopiec budząc się rano w pokoju, na który się mówi "stara siodlarnia", u boku mamy, szturcha, ją ramieniem w bok i mówi:

 -Mamusiu, widziałaś tego pana w kapeluszu?

ani-mru-mru : :