Gdyby siódma rano miała twarz, z pewnoscią była by to twarz zgrzybiałego tetryka, z ustami grymaśnie wykrzywionymi w oznace zdecydowanego protestu przeciw z góry pisanym właściwościom jej charakterystycznym. W porannym bałaganie, na jaki zawsze narażony jest mój mały pokój, usiłowałam odnaleźć niespakowane dotąd rzeczy, niezbędne do przetrwania kolejnego dnia na uczelni. Odwróciłam się gwałtownie i zamaszyście chlasnęłam łapencją w różowy kubek z resztkami kawy z mlekiem, jak się potem okazało, niezmiernie słodkiej, który stał sobie, jakby nigdy nic, tuż koło monitora. Lodowata kawa spłynęła po półce, a że klawiatura stanęła jej na drodze, nie omieszkała wpełznąć w każdą najmniejszą jej szparkę. Tym oto sposobem zostałam pozbawiona wszelkiego kontaktu, na ładnych kilka dni, póki nie wpadłam na genialny pomysł, odnalezienia starego śrubokręta i uporania się z kilkunastoma śrubkami,by wreszcie dotrzeć do wnętrza i wychlupać, co się jeszcze wychlupać dało, po czym przetrzeć całość pięknie śmierdzącym spirytusem... Pomijając fakt, że spacja protestuje, reszta załogi zdaje się być w całkiem niezłym zdrowiu, po niespodziewanej klęsce żywiołowej, a co więcej, nie mają do mnie o zdarzenie najmniejszych pretensji, bo (odpukać!) działają bez zarzutu. Masz Ci los, Mysza,coś Ty najlepszego zrobiła! Ale zawsze powtarzałam, że ze sprzętem komputerowym, już na samym początku zawarłam nie pisany pakt o nieagresji. Czasem tylko, jak mi się zdaje, znajdują swe ujście złości moje, takie czy inne, ale zazwyczaj bardzo szybko potem ich żałuję, bo okazuje się, że to ja, nie ów sprzęt, najwięcej na tym traci. Cholerna znieczulica przedmiotów martwych, nawet zdenerwować się nie dają.
W skrócie : A. znalazł pracę, a właściwie staż z perspektywami na pobyt dłuższy, w pewnej państwowej instytucji, w dziale inwestycji budowlanych, i jak na razie jest niezmiernie dumny i szczęśliwy z powierzonego mu zdania, ale jednak trochę mniej z palącego zwierzchnika, który po kazdym papierosie namiętnie wietrzy pomieszczenie, doprowadzając A. do dreszczy z zimna i siorbania nosem. Włosy dziełem dwóch fryzjerek, dwóch osób z fryzjerstwem związanych pod moim przymusem, A. do czarnej roboty i moja dodatkowa para rąk. A wyglądam jak mały murzyn z burzą warkoczy po pas. Pomijając fakt, że plątam się o wszystko i wszędzie, skórę głowy mam ponaciąganą do granic możliwości, w nocy przytrzaskuję sobie ręką, nogą tudzież inną częścią ciała jakiś fragment tej fryzury i gniecie mnie pieruństwo przepkrutnie; że na myciu włosów spędzam pół dnia,a kolejne pół na ich suszeniu; że w tramwaju nie mogę zaściąć na tyłku, bo odległość między pasażerami jest zbyt mała i zazwyczaj zdarza się tak,że osoba za mną wlepia oczy w mój łeb, co mnie strasznie peszy, tak samo zresztą jest na wykładach; więc gdyby tak zapomnieć o tych szczegółach, jest zupełnie nieźle. Na uczelni zamieszanie związane z wyborem przedmiotów opcyjnych na semestr z miłym panem P. na czele, jako zawiadowcą stacji sala komputerowa i załatwianie formalności. A tak swoją drogą to w jego brązowych oczach i czarnych rzęsach, o mało się dziś nie zakochałam, a służbowe:' Główne systemy filozoficzne i religijne starożytnych Indii i Wyobraźnia i magia w literaturze dawnej' dziwnym trafem nie chciało przejść mi przez gardło, bez drżenia w głosie i spoconych dłoni. Niech ktoś zabierze takie śliczne istoty z mojego pola widzenia, bo życie mi zrujnują;) Szanowna koleżanka K., która kwoli przypomnienia, zajęła pomieszczenie niebieskie, dosłownie naprzeciwko pomieszczenia czerwonego A. coraz bardziej się panoszy i denerwuje mnie tym strasznie. Ale nigdy nie mogłam zrozumieć ludzi, którzy na uwagę 'ładną pogodę dziś mamy', odpowiadają 'w porzo', bo jakoś z tym nie współgra polonistyczny fach i jej i mój. Kwiatuszki w postaci Karolka też mnie już jakoś nie zachwycają, choć do zielska to ja naprawdę nic nie mam, bo z reguły piękne jest, a wino marki wino to mi jakoś tak nie w smak. Perspektywa soboty, jeszcze kilka godzin temu napawała mnie radością, acz ograniczoną, bo samotną, jakoże A. wybiera się do Zielonej, jak mi oznajmił 'zabrać zimową kurtkę', i niech ktoś zgadnie dlaczego, ale po telefonie Seniorki od strony szanownego tatusia, zapowiada się mniej interesująco, no dobra, nie bądźmy takimi optymistami...całkiem nie interesująco, bo zwyczajnie usłyszałam ' To o której przyjechac po Ciebie? O ósmej?'. Wybłagałam dziewiątą, ale cały dzień spędzony na pilnowaniu hipochondrycznej Pra jakoś pięknie mi wyglądać nie chce.Wredna wnuczka. Pra wnuczka....Ale zwyczajnie zmęczona jestem po całym tygodniu zawirowań...
A co u Was?